Autorka świetnie operuje gotycką stylistyką – dom, który staje się niemal osobnym bohaterem, pełen mroku i symboliki. Czuć echo „Rebeki” i innych klasyków gatunku. Jedna z bohaterek ostrzega nawet przed „przesunięciem się domu w przestrzeń przejściową(liminalną)”. Narracja podzielona jest na mieszające się linie czasowe i posiada krótkie rozdziały – książkę dosłownie się połyka.
Bohaterki – Dani, Órlaith, Mikayla i Kim – każda wnosi coś innego. Dani, nowa macocha, zmaga się z depresją poporodową i brakiem wiary w siebie jako matka – jej wątek był dla mnie najmocniejszy. Órlaith, przesądna niania, przeczuwa katastrofę. Mikayla, przyjaciółka solenizantki, ma więcej do ukrycia, niż się wydaje. Kim, była żona, nie potrafi odpuścić. Żadnej z nich nie da się łatwo polubić – są złośliwe, nieprzewidywalne, ale fascynujące.
Choć reklamowana jako thriller, książka często skręca w stronę dramatu psychologicznego – i robi to świetnie. Byłem w szoku, że to debiut – styl Kelsey Cox jest precyzyjny.. z charakterem, czasem zabawny (kiedy trzeba). Od razu trafia na moją listę autorek „do kupowania w ciemno”.
Finał? Warty każdej strony. Nie odgadłem, kto zabił – co w tym gatunku jest dla mnie złotym standardem. Cudownie się bawiłem. Polecam! Dziękuję @wydawnictwootwarte za egzemplarz recenzencki! Premiera 13 sierpnia!⠀⠀
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz