niedziela, 21 września 2025

Recenzja - „Dom z liści” Mark Z. Danielewski

Czy jesteś w stanie rozwiązać zagadkę tajemniczego domu?

Johnny Truant, młody pracownik studia tatuażu, trafia na rękopis pozostawiony przez zmarłego starca, Zampanò. Tekst okazuje się być szczegółową analizą filmu dokumentalnego „The Navidson Record”. Problem w tym, że film… prawdopodobnie nie istnieje.

Sam dokument opowiada o rodzinie Navidsonów, która wprowadza się do nowego domu na Ash Tree Lane. Szybko okazuje się jednak, że dom skrywa tajemnicę: jego wnętrze jest większe niż zewnętrzna fasada, a przestrzeń nieustannie się zmienia. Korytarze i pokoje pojawiają się tam, gdzie nie powinno ich być, a to, co początkowo wydaje się drobną anomalią architektoniczną, z czasem przeradza się w coś koszmarnego i nieludzkiego.

Ta powieść to totalna immersyjność.

Tekst nie jest linearną narracją – przypisy prowadzą czytelnika w inne miejsca, zdania potrafią ciągnąć się przez kilka stron lub rozpaść na pojedyncze słowa porozrzucane po kartce, a niektóre fragmenty wymagają fizycznego obracania książki. Ta forma nie jest jednak pustym zabiegiem – sposób zapisu odzwierciedla to, co dzieje się w fabule, np. klaustrofobiczne korytarze przedstawione poprzez tekst wciskający się w marginesy albo sceny pościgów, gdzie akapity stają się coraz krótsze, wywołując przyspieszone bicie serca. Dzięki temu otrzymujemy książkę w książce, wielowarstwową opowieść, w której fakty mieszają się z interpretacjami, a prawda staje się coraz mniej uchwytna.

To nie jest tylko powieść grozy.

Jeśli szukasz natychmiastowego zastrzyku grozy, to ta książka nie jest właściwym wyborem. Siła „Domu z liści” tkwi w jego atmosferze. Nie oferuje tanich strachów – zamiast tego buduje napięcie powoli, poprzez niedopowiedzenia, fałszywe tropy i nadmiar informacji, które czytelnik musi sam złożyć w całość.  Lektura wymaga ogromnego skupienia, cierpliwości i gotowości na intelektualną zabawę – często trzeba wracać do poprzednich stron, analizować przypisy i szukać ukrytych powiązań. To nie jest książka do czytania w biegu – wymaga czasu, uwagi i otwartości, ale odpłaca się niezapomnianym doświadczeniem.

Dusząca, klaustrofobiczna, niekomfortowa, dziwna, halucynacyjna, niemożliwa.

Nie jestem pewien, czy w ogóle da się „zrozumieć” wszystko, co powinno się „zrozumieć” podczas jednej lektury. That’s crazy. 

Ta historia jest analizowana i interpretowana na wiele sposobów – i to kolejny powód, dla którego wciąż jest czytana i omawiana, ponad dwadzieścia lat po publikacji.

„To nie jest dla ciebie”.

Czy „Dom z liści” to dzieło sztuki, czy raczej literacki eksperyment? Możliwe, że jedno i drugie. To książka, która wywołuje skrajne emocje – można ją pokochać za wyjątkową formę i wielowarstwową fabułę albo znienawidzić za chaos i wymagający styl. Lektura może być aż tak pochłaniająca, że jestem pewien, iż wielu czytelników będzie się zastanawiać, czy treść jest w ogóle warta zachodu.

Dla mnie była to jedna z najbardziej niezwykłych i intensywnych lektur ostatnich lat – tekst, który pochłania i wciąga w grę, z której trudno się wyrwać.

Recenzja - "Dałem ci oczy, a ty spojrzałaś w ciemność" Irene Solà


 Powieść „Dałem ci oczy, a ty spojrzałaś w ciemność” to niezwykła opowieść osadzona w odległym zakątku, gdzie historie wielu kobiet splatają się przez pokolenia — poprzez małżeństwa, klątwy, pakty z diabłem i niewidzialną więź, która płynie w ich żyłach. To mistyczna saga, w której codzienność miesza się z wyobraźnią, a świat realny i świat duchów, demonów i wilków istnieją równolegle, tworząc wspólnie przejmującą, momentami makabryczną historię.

Akcja książki rozgrywa się w ciągu jednego dnia w starym wiejskim domu. Z murów tego domostwa wyrasta całe drzewo genealogiczne kobiet, ich losów, miłości, cierpień i buntów.

Autorka tworzy świat pełen katalońskiego folkloru, zbudowany z dzikiej przyrody i przesądów, w którym bohaterki żyją w nieprzyjaznym środowisku, zmagając się z niebezpieczeństwami, wojnami i lękami przodków. W tej historii kluczowe jest dziedzictwo, które niczym fatum przechodzi z matki na córkę.

Moja interpretacja podpowiada mi, że ta powieść jest przede wszystkim opowieścią o przesądach, ezoteryce i duchowości, ale także o trudnym upływie czasu oraz o walce o przetrwanie.

Struktura książki jest niezwykle oryginalna – podzielona na sześć momentów dnia (świt, poranek, południe, popołudnie, wieczór i noc), które początkowo wydają się chaotyczne i trudne do uchwycenia. Mnogość postaci pojawiających się i znikających, wchodzących w relacje, których sens na początku jest niejasny, może przytłoczyć. Jednak z każdą kolejną stroną chaos zaczyna się układać, a historia nabiera kształtu. Gdy wszystkie wątki zaczynają łączyć się w jedną całość, czytelnik ma ochotę rozpocząć lekturę od nowa — z nowym spojrzeniem, już takim, które rozumie i akceptuje magię oraz to, co pozornie niemożliwe.

Irene Solà w wyjątkowy sposób podejmuje temat cierpienia — w każdej jego formie. Pisze o stracie i jej znaczeniu (lub braku znaczenia), o gniewie, beznadziei, okrucieństwie, namiętności, o różnicach w doświadczeniach kobiet i mężczyzn.

Jej bohaterki zdają się przeklęte przez zawarty niegdyś pakt z diabłem, ale jednocześnie są zniszczone przez życie, które przypomina jałowe pustkowie, naznaczone przemocą i przymusem narzuconym przez patriarchalny porządek świata.

Język i styl tej powieści zasługują na osobne wyróżnienie. Solà potrafi w trzech wersach odebrać dech w piersiach, a jej proza jest jak misterna tkanina utkana z poetyckich obrazów, symboli i metafor. Estetyka w tej książce często zdaje się ważniejsza niż sama narracja — pojawiają się postacie muzyków grających na czubkach głów, figury drzew nagle przekształcające się w łokcie lub ramiona, na których można się oprzeć.

Tekst jest pełen bogatego słownictwa, niekończących się opisów, literackich zwrotów akcji i odniesień — wymaga od czytelnika cierpliwości, ale nagradza go niesamowitym pięknem, zarówno estetycznym, jak i narracyjnym.

Krótka objętościowo, ale rozciągnięta na wieki — przypomina dzieła takie jak „Sto lat samotności” czy „Dom duchów”.

To jedna z najbardziej niezwykłych i najdziwniejszych książek, jakie można przeczytać. Jeśli Irene Solà nie ma jeszcze fana, to znaczy, że jestem martwy. Pisarska sztuka  Solà wciąż wymyka się próbom zrozumienia - jej tekst żyje własnym życiem, ukrywa się i ucieka, nigdy nie pozwalając nam w pełni go pojąć. To książka, do której chce się wracać wielokrotnie, by za każdym razem odkrywać nowe sensy i warstwy. Postać Bernadety - jedna z najbardziej złożonych i poruszających bohaterek literackich ostatnich lat. 

Jaka jest Wasza ulubiona seria książkowa? 📖

 Ostatnio udało mi się zdobyć pięknie wydane tomy serii „Ulysses Moore”.

Nasi bohaterowie odkrywają w niej tajemnicze drzwi prowadzące do innych czasów i miejsc. Każdy tom to nowa podróż pełna zagadek, niebezpieczeństw i sekretów… a wszystko spaja postać tajemniczego… Ulyssesa Moore’a. 


Recenzja trzeciego tomu komiksu - „Bastion” Stephena Kinga

„Bastion. Ocalałe dusze” oferuje nam mnóstwo nowych postaci, które wzbogacają historię. Rozproszeni ocaleni zaczynają łączyć siły w zrujnowanej Ameryce. Zmęczeni, ale zdeterminowani — szykują się na starcie z tajemniczym, „Mrocznym Człowiekiem”. Aby mieć szansę w tej walce, potrzebują kogoś, kto ich zjednoczy i stanie naprzeciw ciemności.

W końcu nasi bohaterowie dotarli do domu Matki Abigail. Tak bardzo ją uwielbiam, że aż trudno mi to wyrazić. Jej aura znana z książki została w komiksie przedstawiona niesamowicie.

Tom trzeci koncentruje się na pozytywnej stronie epickiej konfrontacji dobra ze złem. Choć pojawia się wiele spokojnych scen i romantycznych zachodów słońca, kontrastują z nimi szarości otaczające niektóre postacie. Dwie naprawdę tragiczne śmierci dodatkowo podkreślają trudną sytuację naszych bohaterów.

Cały czas jestem pod dużym wrażeniem komiksowej adaptacji „Bastionu”. Naprawdę oddaje sprawiedliwość materiałowi źródłowemu. Widzimy również więcej snów bohaterów — teraz nabierają one jeszcze większego znaczenia dla fabuły.

Wiem, że trzeci tom miał trudne zadanie, bo to moment, w którym trzeba wprowadzić wielu nowych bohaterów i połączyć ich relacje z postaciami znanymi wcześniej. Mimo to nie było chaotycznie — według mnie narracja i ekspozycja były poprowadzone starannie (choć muszę przyznać, że czytałem książkę, więc trudno mi ocenić, jak odebrałby to ktoś bez takiego zaplecza).

Postacie i ilustracje są nadal spójne z poprzednimi tomami, a styl narracji — szczególnie pod koniec — jest najwyższej klasy i sprawia, że czytelnik chce śledzić dalej podróż bohaterów.

Jesteśmy już na półmetku sześciotomowej serii i myślę, że można śmiało powiedzieć: jest dobrze. Znajdujemy się dokładnie tam, gdzie powinniśmy. 

Dobro i zło wkrótce się zderzą, frakcje się uformowały, a najlepsze dopiero przed nami. Jesteście gotowi? Ja nie mogę się doczekać czwartego tomu. 

niedziela, 14 września 2025

Baśniobór - nowe wydanie! 💘

We współpracy z @wydawnictwo_wilga ogromną przyjemność pokazać Wam nowe, przepiękne wydanie całego pięciotomowego cyklu „Baśniobór” — teraz z kolorowymi brzegami!

Już niedługo zacznę lekturę i mam przeczucie, że będzie to przygoda, która totalnie mnie pochłonie. Nie wierzę, że jeszcze nie czytałem tej serii!  Dla tych, którzy jeszcze nie znają:

Kendra i Seth Sorensen trafiają na dwa tygodnie do dziadka, co wcale ich nie cieszy. Już na początku otrzymują listę zakazów i reguł, których nie rozumieją. Wkrótce odkrywają jednak, że dziadek opiekuje się Baśnioborem – niezwykłym rezerwatem, gdzie żyją magiczne istoty: psotne chochliki, groźne trolle, złośliwe wiedźmy czy dumne wróżki. Złamanie zasad prowadzi do serii niebezpiecznych wydarzeń. Aby ocalić rodzinę i ten niezwykły świat, Kendra musi zdobyć się na odwagę, a Seth nauczyć odpowiedzialności. To opowieść o sile rodzeństwa, które staje oko w oko z tajemnicami baśniowego świata.

Już wkrótce wrócę z pełną opinią o „Baśnioborze” i poszczególnych tomach — myślę, że pod koniec września będę w stanie przedstawić Wam pierwszy tom! 

sobota, 13 września 2025

Recenzja - "Zabawa w chowanego" Søren Sveistrup

Tym razem autor zabiera czytelników w świat seryjnego mordercy, którego słabością są dziecięce karty do liczenia oraz zabawa w chowanego. Wszystkie jego ofiary były śledzone, otrzymywały dziwne anonimowe wiadomości ze zdjęciami i wierszykami z książek dla dzieci…a potem odkrywano ich zmasakrowane ciała.

Zabójca bierze udział w sadystyczniej grze, a Thulin i Hess są zdeterminowani, by go dorwać. Gdy znika kolejna prześladowana osoba, zaczyna się wyścig z czasem — muszą działać pod ogromną presją, żeby zapobiec kolejnym ofiarom.

Po „Kasztanowym ludziku”, który lata temu mnie totalnie zachwycił, szczerze wątpiłem, czy Søren Sveistrup znowu mnie tak porwie w swój świat. Jednak „Zabawa w chowanego” to prawdziwa jazda bez trzymanki i totalny przewraczacz stron. Myślę, że (tak jak ja) 560 stron spędzisz na krawędzi fotela, chodząc w kółko i próbując ogarnąć, co właśnie się wydarzyło.

Sprawa jest naprawdę intrygująca i uważam, że w wielu aspektach fabularnych oraz warsztatowych przebija nawet swojego ikonicznego, kasztanowego poprzednika.

Autor mistrzowsko tworzy tropy i konsekwentnie zwodzi czytelnika. Napięcie jest budowane bardzo umiejętnie, a cliffhangery na końcu rozdziałów nie pozwalają odłożyć książki. Historia jest tak dobrze opowiedziana, że niemal do samego końca czytelnik siedzi w napięciu i próbuje odgadnąć, kim jest tajemniczy morderca. Bardzo podoba mi się też to, że opowieść jest pokazana z wielu perspektyw — ofiar, ich rodzin, detektywów itd. Dzięki temu można zobaczyć całość z każdej strony, co dodaje jej realizmu i głębi.

To książka, którą naprawdę polecam każdemu miłośnikowi skandynawskich thrillerów, dramatów i akcji. W zalewie nowości, gdzie mało co zapada w pamięć, „Zabawa w chowanego” jest lekturą absolutnie wartą Twojej uwagi.

czwartek, 11 września 2025

Recenzja - „Tajemniczy ogród” Frances Hodgson Burnett

W tej historii poznajemy Mary – dziewczynkę zamożną, trochę niemiłą i pyszną, przyzwyczajoną do wygód. Nikogo nie lubi, a i sama nie budzi większego zainteresowania. Po nagłej śmierci rodziców trafia do Anglii, gdzie ma zamieszkać u wuja. Tam czeka ją zupełnie nowe życie. Po raz pierwszy doświadcza, że inni ludzie nie istnieją tylko po to, by jej usługiwać.

To jedna z najpiękniejszych powieści dziecięcych, wielokrotnie przenoszona na ekran. Książka mówi o wartości życia, o prawdziwym poczuciu „bycia”, a także o sile drobiazgów, które – dzięki wytrwałości i zaangażowaniu – nabierają niezwykłego, transcendentalnego znaczenia.

Słońce, ruch na świeżym powietrzu, sekretny ogród i wyjątkowi ludzie, których Mary spotyka, sprawiają, że dziewczynka rozwija się pod każdym względem. Swoimi odkryciami dzieli się z kuzynem – chorowitym chłopcem, który bardziej niż ktokolwiek potrzebował jej obecności. Mary, wspólnie z Colinem i Dickiem, tworzy wyjątkową trójkę bohaterów. Każde z nich jest inne, ale właśnie te różnice sprawiają, że pięknie się uzupełniają. Dzięki przyjaźni i otwartości zmieniają siebie nawzajem i dojrzewają razem.

To historia, która zostaje w sercu na długo. Powieść ciepła, pełna magii i wzruszeń. Jest to urocza opowieść o nadziei i prostych chwilach, w której bohaterami są nie tylko dzieci i ich rodzina, ale też sam tajemniczy ogród – sceneria zmysłowa i duchowa, miejsce niezwykłych przeżyć.

Tajemniczy ogród” pokazuje także, jak ciemne, przygnębiające myśli mogą zamknąć człowieka w beznadziei. Ale gdy zastąpi się je czymś pozytywnym, nagle okazuje się, że możliwe staje się to, co wcześniej wydawało się nieosiągalne – a życie nabiera zupełnie innego wymiaru. To książka, którą szczerze polecam – nie tylko dzieciom, ale czytelnikom w każdym wieku. Dziękuję @wydawnictwowab za egzemplarz recenzencki.