Rzadko się zdarza, żebyś otworzył książkę i już na pierwszej stronie wiedział, że to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałeś od dawna…
Miałem szczęście, że ta książka trafiła do mnie we właściwym czasie, nie tylko dlatego, że porusza temat, który mnie pasjonuje, ale także dlatego, że postacie są mi znajome, ponieważ jest to istna powieść gotycka, przypominająca XVIII-wieczne dzieła. Literacki gotyk od zawsze podlegał zmianom (dziś to raczej elastyczna, ewoluująca tendencja niż sztywna kategoria gatunkowa). Jako forma wyobrażeniowa świetnie dostosowuje się do różnych epok, kultur i mediów, więc nie dziwi mnie obecność elementów gotyckich w „Studium przypadku”. Myślę, że autor nieprzypadkowo wykorzystuje imię jednej z największych bohaterek literatury światowej i gotyckiej – Rebekę (z powieści Daphne du Maurier) – symbol kobiety, która samotnie stawia czoła niepewności związanej z otoczeniem…
„Z tego co mi wiadomo, szperanie w odmętach przeminionego to jeden z filarów czarnej magii zwanej psychiatrią.”
Dlatego łatwo jest stwierdzić, że „Studium przypadku” będzie wyzwaniem. Mamy tu chaos dwóch narracji, dokumentów, wizyt, przemyśleń, fikcji i rzeczywistości, bólu i iluzji, gdzie nie wszystko, co wypowiedziane, pokrywa się z tym, co ukryte w myślach. To książka, która zmusza do głębszego zastanowienia się nad tym, co rzeczywiście zostało powiedziane a, co tylko zasugerowane. Wyraźnie widać dualizm i walkę przeciwieństw, temat ten głęboko jest zakorzeniony w literaturze szkockiej, (który znalazł swoje odbicie już w „Doktor Jekyll i pan hyde” Roberta Louisa Stevensona). W latach 60., kiedy toczyła się ta historia, problem tożsamości i jaźni stał się obsesją społeczną. Ten nurt dał początek takim ruchom jak antypsychiatria czy pojawienie się licznych „guru”, próbujących wskazać "jedyną prawdziwą drogę".
Jednak taki zabieg stanowi wyzwanie – również kiedy punkt widzenia dwóch postaci jest przedstawiany naprzemiennie, istnieje ryzyko, że jedna strona medalu będzie bardziej atrakcyjna od drugiej. W tym przypadku podobały mi się obie narracje. Bardzo podobał mi się przypadek kliniczny. Wykorzystanie mało wiarygodnego narratora (bohaterki) jest znakomite i sprawiło, że zacząłem wszystko kwestionować. Te pytania sprawiły, że historia „Rebekki” Smyth stała się bardziej intrygująca, a ja zaciekawiony jej dalszym rozwojem. Chociaż jej osobowość nie zrobiła na mnie większego wrażenia, wydała mi się interesująca. Nie zamierzam tu ujawniać więcej, pozwolę wam błądzić po labiryncie wahania, w którym bez wątpienia się znajdziecie..
„Czułam, że mnie przyciąga. Nieliczni spacerowicze znajdowali się w równych odstępach, jakby rozmieszczono ich tam specjalnie dla mnie. Ścieżką wiodącą w stronę szczytu szedł mężczyzna z czarnym psem na smyczy.”
ŻAŁUJĘ tylko jednego: że ta historia nie miała więcej stron..
Zakończenie jest doskonałe właśnie ze względu na siłę, jaką przekazuje, jest wisienką na torcie psychologicznego dramatu poruszającego temat zdrowia psychicznego. Cudowna książka, dosłownie pochłonąłem ją. Brutalnie ciekawa podróż przez wewnętrzny brud, mrok i egocentryzm psychiatry (choć nie do końca) i jego pacjenta. Dziękuję Wydawnictwu Czarnemu za egzemplarz recenzencki i liczę na więcej tak wyjątkowych powieści – fikcyjnych, ale z wątkiem autentycznej tajemnicy. Zdecydowanie polecam, będę mówić o niej non stop! 🖤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz