W „Splotach” Anna Ciarkowska po raz kolejny
udowadnia, że potrafi opowiadać o tym, co najtrudniejsze – cicho, ale dobitnie.
Tym
razem tworzy fikcyjną narrację, w której śledzimy wewnętrzne życie 98-letniej
kobiety o tym samym imieniu i nazwisku co autorka. Bohaterka,
świadoma zbliżającego się końca, próbuje opisać historię swojego życia – nie
jako chronologiczną opowieść, lecz jako zbiór wspomnień, emocji i refleksji.
„Przemijanie zawsze było rewersem czasu, utrata – cieniem rzeczy i ludzi, a pustka powidokiem każdej pełni”.
Ciarkowska zachowuje swój charakterystyczny styl –
oszczędny, ale niezwykle celny. Nie potrzebuje metafor, by uderzyć w czytelnika
– wystarczy jedno zdanie, by poruszyć najczulsze struny. W „Splotach” Nie
brakuje bolesnych fragmentów – wiercona jest tutaj historia o starości,
samotności, fizycznej niemocy czy godności, której trzeba bronić nawet w
ostatnich chwilach. To książka, która zostawia ślad, ale też wymaga od
czytelnika uważności i emocjonalnej gotowości.
Choć poprzednia książka autorki – „Dewocje” –
poruszała zupełnie inną tematykę, obie łączy wyjątkowy styl i głęboka
wrażliwość. Mimo to, osobiście „Sploty” poruszyły mnie mniej – być może
przez bardziej rozproszoną strukturę i brak wyraźnej osi fabularnej. Zamiast
klasycznej narracji dostajemy raczej gęsty splot wspomnień, myśli i refleksji.
Postać Anny jest tutaj bardziej symbolem niż konkretną osobą. Jej doświadczenia i przemyślenia mają charakter uniwersalny, dzięki czemu łatwo odnaleźć w nich cząstkę siebie. To właśnie ta uniwersalność sprawia, że nie chodzi o to, czy ją lubimy – ale o to, co w nas porusza. Trudno mówić o niej w kategoriach sympatii – to nośnik myśli i emocji, z którymi każdy czytelnik może się zmierzyć na własny sposób.
„Tak bardzo chciałam odsłonić swoje korzenie – skądś wypływać, czerpać z jakiegoś źródła, chociażby było nie wiem jak ciemne, jak odległe, być z jakiegoś miejsca, z jakichś ludzi i historii. Chciałam być jak inne nastolatki, które docierały do czegoś prawdziwego i pradawnego, do korzeni żydowskich, tatarskich, do wioskowych wiedźm i znachorek. Ja zaś nie dokopałam się do niczego, do zwałów żółtego piachu, gdzie tkwił korzeń perzu, z którego wyrastała ona. Najprostsza z prostych, najzwyklejsza ze zwykłych, ta, która przycupnęła w życiu na miedzy, byle to wszystko jakoś przeczekać”
Sploty to książka
wymagająca, melancholijna i głęboko refleksyjna. Nie poleciłabym jej na „lekką
lekturę do kawy” – to raczej tekst, który boli, wzrusza i zmusza do myślenia. O
przemijaniu, rodzinie, miłości i samotności. O życiu – takim, jakie naprawdę
jest. Zdecydowanie
warto po nią sięgnąć, choć nie jest to łatwa podróż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz